Minimalizm w sztuce
W sztuce minimalizmem nazywamy ograniczenie środków wyrazu do możliwego minimum. Artysta nazywany minimalistą, swoje dzieło ukazuje odbiorcom poprzez proste kształty, gładkie powierzchnie czy pierwotne formy. Sztuka minimalistyczna z założenia charakteryzuje się skromną stylistyką, unikaniem zbędnych dekoracji i krzykliwych kolorów.
Minimalizm w życiu
Jak zatem minimalizm można przełożyć na życie codzienne? Co oznacza minimalizm w życiu?
Z pewnością o minimalizmie mówi się ostatnio sporo, co za tym idzie temat konsumpcjonizmu, eco podejścia do życia, walki z ociepleniem klimatu, mody fast fashion, bylejakości, wreszcie bycia ponad dobra materialne oraz bycia, a nie posiadania.
Dla każdego minimalizm będzie oznaczał coś innego – motywacja do ogarnięcia mieszkania, posiadanie garderoby kapsułowej, pozbycie się kilku gratów czy zbędnych szmat, totalne ograniczenie się w ilości posiadanych rzeczy, wreszcie… motywacja do tego, by zastanowić się chwilę nad podejściem do otaczającego nas Świata i naszym sposobem wydawania, często, ciężko zarobionych pieniędzy.
Minimalizm – początek
U mnie ogromny wpływ na to, że w ogóle zaczęłam zastanawiać się nad tematem minimalistycznego podejścia do życia, miały liczne przeprowadzki i podróże.
Wszystko działo się stopniowo na przestrzeni lat i wydaje mi się, że ten sposób, czyli właśnie stopniowe i etapowe wdrażanie minimalistycznego podejścia do życia jest sposobem najlżejszym do strawienia dla, początkowo, nałogowego konsumpcjonisty:)
Taki chwilowy zryw i wyrzucenie całego dobytku przez okno, może okazać się zrywem wyłącznie jednorazowym, choć bywa i tak, że ten rodzaj rozpoczęcia nowego etapu w życiu jest świadomy i trwały.
Nie stać się więźniem posiadania tylko… być
Kiedy pierwszy raz doświadczyłam dość sporej przeprowadzki z Irlandii do Polski, zdałam sobie sprawę jak ogromną ilość shitu zdążyłam zgromadzić na przestrzeni 3 lat.
Ilość pudeł, paczek, worków próżniowych, a w nich ubrania niekiedy wciąż z metkami, sprzęty elektroniczne użyte może raz, bibeloty, pierdoły, szpargały, duperele, zapychacze i zbieracze kurzu.
Potem kolejna przeprowadzka i kolejna i znów przekładanie stosów rzeczy, ubrań, upychanie, znajdowanie odpowiedniego miejsca, zakup pojemników, szaf, komód, bo przecież wszystko to trzeba gdzieś przechować, tylko pytanie brzmi – po co?
Minimalizm – czego naprawdę nam trzeba?
Jeśli dziś, byłbyś zmuszony do spakowania się w bagaż podręczny i opuszczenia swoich 4 kątów na zawsze, czy byłbyś w stanie wybrać tylko garstkę rzeczy, a resztę zostawić bez żalu i bez mrugnięcia oka? Jak mając stosy ubrań wciąż potrafimy usiąść załamane i powiedzieć – przecież ja nie mam co na siebie włożyć?
Jak to możliwe, że ciężko pracując poza granicami ojczystego kraju, lekką ręką wydawałam eurasy na rzeczy z pozoru mi niezbędne, a kasa znikała z konta i wciąż – NIE MA CO UBRAĆ ! MUSZĘ TO MIEĆ…
Jak to możliwe, że z każdym wyjściem do sklepu kończę z torbą pierdół, o istnieniu których jutro nie będę nawet pamiętała? Wreszcie jak to możliwe, że zamiast jechać w podróż i przeżyć coś wyjątkowego, spędzam kolejny weekend na bezcelowym błąkaniu się po jakimś centrum handlowym i gapieniu się w witryny sklepowe pragnąc wszystkiego co aktualnie w trendzie?
Potrzeba nabywania kiedyś i dziś
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że gromadzenie świadczy o lęku. Częstym widokiem są ludzie pokolenia moich dziadków lub rodziców gromadzących nienormalne ilości zapasów. Nabywanie rzeczy w tym wypadku można uzasadnić strachem. Czasy w których półki sklepowe świeciły pustkami, a po najpotrzebniejsze rzeczy należało stać w kilometrowych kolejkach minęły, miejmy nadzieję bezpowrotnie, jednak ten lęk w niektórych pozostał – bo przecież nie wiadomo jak to będzie.
Jednak jak wytłumaczyć konsumpcjonizm w młodszym pokoleniu.
Czy wszystko zrzucić na karb mediów społecznościowych i influencerów?
Nowe trendy, nowa moda, „must have”, YouTube, reklamy, tworzenie sztucznej potrzeby na rzeczy o których nie mieliśmy nawet pojęcia. Chęć zapełnienia jakiejś pustki, potrzeba zrekompensowania sobie jakiś braków, chwilowe zaspokojenie potrzeb emocjonalnych, wynagrodzenie komuś braku uwagi oraz czasu kolejną rzeczą materialną.
Minimalizm dla mnie
Dla mnie minimalizm dziś, oznacza zerwanie z nadmiernym przywiązaniem do rzeczy materialnych i bycie świadomym konsumentem.
Posiadanie czystej, minimalistycznej, uporządkowanej przestrzeni, nie zapychanie półek zbędnymi rzeczami. Posiadanie jednej rzeczy tak długo, aż ta kompletnie nie nada się do ponownego użytku, zastanawianie się nad kupnem konkretnej rzeczy wielokrotnie przed jej nabyciem. Dla mnie możliwość wybrania np. stylizacji z 3 koszul do wyboru zamiast z koszul 20 – to niesamowity spokój ducha i oszczędność ogromnej ilości czasu.
Po latach zauważyłam, że posiadanie świadomie dobranych np. elementów garderoby lecz w niewielkiej ilości, daje mi więcej opcji, niż wybór tej właściwej spośród morza rzeczy zupełnie przypadkowych. Dla mnie minimalizm to ulubiony kubek po który sięgam każdego ranka nalewając kawę, to jedna para nożyczek, jeden blender, ulubiona para sandałów na lato, ulubiona torebka, jeden róż do policzków i bronzer. Dla mnie minimalne życie to takie gdzie nabywam jedną rzecz a porządną, naprawiam, daję rzeczom, w miarę możliwości, drugie życie. Dla mnie to radość z rozwoju, radość z posiadania pasji, celu w życiu, radość z możliwości realizacji marzeń oraz bycie tu i teraz.
Minimalne podejście do życia kontra realia
Oczywiście nie jestem ideałem. Jestem kobietą i daje się ponieść emocjom, chandrze, złemu nastrojowi, gdzie jedyną właściwą opcją na poczucie się lepiej, jedynym lekiem na całe zło i odpowiednim remedium jest zakup kolejnej pary butów. Niemniej jednak, widzę ogromną zmianę w moim toku myślenia. Dziś zdecydowanie kolekcjonuję więcej filmów, fotografii oraz wspomnień z cudownych miejsc, które miałam okazję zobaczyć, aniżeli bezwartościowe rzeczy nie wnoszące absolutnie nic w moje życie.
Kolekcjonować wspomnienia a nie rzeczy
Dziś zamiast rzeczy, kolejnych mebli bo te już nie w trendzie, najnowszego Iphona bo przecież wyszedł nowy, nowego telewizora bo przecież Plazma czy Oled to już za mało… dziś zbieram na to, by spełniać swoje marzenia. Mam ich sporo, a czas leci jakby szybciej…
Dziś oddaję, odsprzedaje, nie znoszę nadmiaru, nie cierpię pierdół kupowanych odruchowo wraz z każdym wyjściem do sklepu. Dziś ograniczając wyjścia do sklepów i weekendowe błąkanie się po centrach do niezbędnego minimum, zyskałam mnóstwo czasu na rzeczy ważne, a zaoszczędzoną kasę przeznaczam na podróże. Pieniądze przeznaczam na rozwój, naukę, zdrowe jedzenie, coś co wzbogaci moje życie i dostarczy mi niezapomnianych wrażeń i wspomnień. Koniec końców, siedząc we dwoje na naszej kilkuletniej kanapie, wspominamy momenty, a nie ten zaje*isty telewizor kupiony w 2006 za pierwszą pensję na obczyźnie.
O tym jak oszczędzać pieniądze? i na co nie warto wydawać kasy na blogu.
do zobaczenia w kolejnym wpisie:)