Written by Natalia Szewczyk

Zanzibar Atrakcje – Stone Town – lekcja wybaczania

co warto zobaczyć w Stone Town blog ligestyle
Spis treści

Zanzibar – spełnić marzenie z dzieciństwa

Planując naszą podróż na Zanzibar na własną rękę, gdzieś z tyłu głowy odczuwałam niesamowitą ekscytację z powodu tego, że już niebawem jedno z moich marzeń będzie miało szansę ziścić się, a dziecięca fantazja o zobaczeniu Safari urzeczywistni się jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Szczerze, nie spodziewałam się wiele po Zanzibarze, a wyspę doceniłam dopiero po 17 dniowym pobycie.

Zanzibar – czy piękne plaże to jedyna atrakcja?

Nie będąc wielką fanką wylegiwania się na plaży uważałam, że ta wakacyjna destynacja nadaje się wyłącznie na krótki wypad właśnie po to, by móc zrelaksować się na jednej z malowniczych plaż, podziwiając niespotykany i wyjątkowy kolor Oceanu, sącząc jakiegoś tropikalnego drinka w cieniu palm. Dziś wiem już jak bardzo się myliłam.

Sam Zanzibar, o całej Tanzanii nie wspominając, ma nam tak wiele do zaoferowania, tak wiele, że nasz 17 dniowy pobyt w tym wyjątkowym miejscu i dość intensywne zwiedzanie, okazały się wciąż niewystarczające, pozostał lekki niedosyt.

Stone Town Zanzibar – miasto nie jedno z wielu

Z pewnością jest wiele miejsc godnych polecenia i uwagi na Zanzibarze, jednak w dzisiejszym wpisie skupię się konkretnie na Stone Town i z góry uprzedzam, że jeżeli szukasz wyczerpującego artykułu o faktach ze sporą dawką konkretnych informacji – to nie będzie tego typu wpis. Jeśli interesują Cię suche fakty i turystyczne informacje polecam np. blog Łukasza.

Ja tytułując mój wpis tak a nie inaczej, nie potrafię podejść do tego wyjątkowego miejsca bez sporej dawki emocji i wzruszenia. Dla mnie była to wyprawa w przeszłość i będąc osobą dorosłą, dość świadomą swoich uczuć oraz emocji, zupełnie zaskoczyłam się tym, jak jedna wyprawa, do jednego z afrykańskich miast potrafi wzruszyć mnie do łez … a oglądając fotografie i przeglądając filmy z tego dnia, wszystko wraca do mnie jak bumerang.

Kamienne Miasto Zanzibar

Zacznijmy od początku. Stone Town jest starą częścią miasta Zanzibar City – stolicy wyspy. Kamienne Miasto w całości znajduje się na liście światowego dziedzictwa Unesco.

Zanzibar posiada swoją własną, dość burzliwą historię, a samo Stone Town to wielka mieszanka kultury arabskiej, indyjskiej, portugalskiej, brytyjskiej, a nawet francuskiej.

Niegdyś centrum handlu niewolników i to właśnie historia niewolnictwa jest kluczem do uwolnienia pokładów silnych uczuć i emocji. Zanzibar, jak z resztą wiele innych miejsc na mapie Świata, posiada historię licznych podbojów i wojen.

Kraj zdobywany, kolonizowany, władza przechodziła z rąk Arabów, Portugalczyków, Brytyjczyków, by wreszcie trafić we “właściwe” ręce w 1963 roku, po odzyskaniu niepodległości.

Zanzibar wciąż pozostaje autonomiczną częścią Tanzanii z własnym rządem i prezydentem (obecnie jest to Pani Prezydent).

Zwiedzanie Stone Town – „Dom cudów” – tajemnica afrykańskiego cudu

Kamienne miasto wciąga. Wąskie uliczki, wyjątkowa atmosfera, zapach jedzenia, dźwięk nawoływania do modlitwy, a także architektura obok której nie da się przejść obojętnie.

My podczas swojego pobytu w Tanzanii, samo Stone Town odwiedzamy dwukrotnie. 

Parkując auto tuż przy wybrzeżu, zaraz po wyjściu natrafiamy na lokalnego przewodnika, który oferuje nam uczciwą cenę za oprowadzenie nas po głównych punktach miasta godnych uwagi.

Nasze zwiedzanie zaczynamy od “Domu Cudów”, który znajduje się bardzo blisko samego parkingu. Jakkolwiek tajemniczo i intrygująco brzmi nazwa budynku, o tyle sama geneza nazwy jest dość przyziemna i prozaiczna. Prawdziwym cudem wówczas było posiadanie elektryczności, bieżącej wody czy windy – ot taka tajemnica afrykańskiego cudu:)

Obecnie budynek znajduje się w remoncie, po tym jak część fasady zawaliła się w roku 2020.

Trasa zwiedzania Stone Town

Trasa naszej wycieczki przebiega przez Stary Fort wybudowany po zwycięstwie nad Portugalczykami. Dziś na kamiennej scenie amfiteatru, w cudownej scenerii można podziwiać między innymi występy breakdance.

Opuszczając solidne mury fortu wchodzimy w klimatyczny labirynt uliczek kamiennego miasta.

Jak wszędzie na Zanzibarze, tak i przez uliczki Stone Town nie sposób przejść niezauważonym i nie zaczepionym przez lokalnych sprzedawców, warto oswoić się z tą myślą. Lokalne rękodzieło, street food, owoce, orzeszki, ba, nawet zimowe buty… miejscowe stoiska oferują turyście sporo.

Ale jedzenie i pamiątki to nie jedyna rzecz, na którą natrafiamy zwiedzając miasto. Życie toczy się swoim rytmem, dzieci chodzą do szkoły, muzułmańska część ludności nawoływana z głośników pospiesznie udaje się w miejsce modlitwy, ludzie handlują, jedzą, żebracy proszą o pieniądze.

Stone Town – Atrkcje

Na trasie zwiedzania mijamy dom, w którym jako dziecko mieszkał Freddie Marcury. Dziś dom przekształcony w muzeum jest dostępny do zwiedzania.

Dalej na naszej drodze ukazują się pierwsze publiczne łaźnie Hammani – wybudowane na zlecenie sułtana, charakterystyczne dla wyspy drzwi – te zaokrąglone u góry charakterystyczne dla stylu indyjskiego, te prostokątne – arabskie. Najstarsze drzwi pamiętają rok 1694, a ich wartość sięga 1400 dolarów.

Atmosfera wąskich uliczek udziela się mocno, chłoniemy słowa przewodnika, który na każdym kroku wyjawia nam jakieś ciekawe fakty oraz ciekawostki na temat miasta. Po chwili mijamy pierwszy katolicki kościół w mieście wybudowany przez Francuzów. 

Kilka uliczek dalej trafiamy do centrum spotkań zwanego “Jaws Corner”. To tu lokalni mężczyźni (kobiety mają zakaz uczestniczenia w spotkaniach) przy kawie lub imbirowej herbacie rozprawiają o polityce i o życiu. W godzinach porannych miejsce świeci pustkami, a telewizor bezpiecznie zamknięty na kłódkę w metalowym pudle, czeka do wieczora na tłumnie zebranych widzów.

Dawny Targ Niewolników i Katedra Anglikańska

Wszystko to jest tylko wstępem do naszego głównego celu wyprawy, którymi są Dawny Targ Niewolników i Katedra Anglikańska.

Niegdyś główne centrum handlu niewolnikami – do zanzibarskiego portu trafiało rocznie około 50 000 niewolników. Przejmowani, odkupywani, porywani, niektórzy wabieni pod pretekstem zarobku. Ludzie tacy jak my, różniący się wyłącznie tym, że natura obdarzyła ich naturalną barierą i ochroną przed palącym słońcem.

Ludzie z krwi i kości, ludzie których krew przelewana była każdego dnia przez dziesiątki lat. 

Dziś na miejscu gdzie ziemia przesiąkała niegdyś krwią mężczyzn, kobiet i dzieci, stoi Katedra Anglikańska. Do powstania kościoła przyczynił się biskup Edward Steere, którego zwłoki spoczywają tuż za kościelnym ołtarzem. Biskup brał aktywny udział w walce ku zniesieniu niewolnictwa. W kościele do dziś odbywają się regularne msze i nabożeństwa.

Po opuszczeniu dających wytchnienie od upału murów katedry, udajemy się w miejsce powstałego stosunkowo niedawno pomnika ku pamięci ofiar tego okrutnego procederu trwającego jeszcze długo po oficjalnym zniesieniu.

Wykonawczynią projektu była szwedka, a łańcuchy którymi dziś skute są rzeźby, niegdyś krępowały ciała prawdziwych ludzi – mężczyzn, kobiet oraz dzieci przywiezionych tu z różnych zakątków Afryki.

Historia niewolnictwa – „ludzie ludziom zgotowali ten los”

Obrazy i historie zasłyszane jak dotąd, są niczym w porównaniu z tym, co ma nastąpić za chwilę.

Po przejściu niewielkiego dystansu wchodzimy do miejsca dawnych cel. Niegdyś 15, dziś 2 cele, w których mężczyźni, kobiety i dzieci przetrzymywani byli przed licytacją. Przetrzymywani w nieludzkich warunkach, tyle, że to właśnie ludzie ludziom zgotowali ten okrutny los.

Z trudem powstrzymuję łzy…

Historia ta pozostaje ze mną długo po opuszczeniu miasta. Historia ważna, historia tragiczna, lekcja, której nie możemy zapomnieć.

Ciasna cela o rozmiarach nie więcej niż 5 x 3 m, z wąskim przejściem, brakiem dostępu do świeżego powietrza, bez wody, jedzenia, mieściła ponad 100 lat temu 75 osób – kobiety razem z dziećmi… skute łańcuchami… Tuż obok cela niewiele mniejsza, a w niej 50 mężczyzn w podobnych warunkach. 2, 3 dni czekali na aukcje, kto przeżyje będzie wystawiony jak przedmiot przed tłumem potencjalnych nabywców. Kto przeżyje i okaże się wart swojej ceny, bo okazał się najsilniejszy, a przeżywał zapewne ułamek. Umierali pod naporem ciała towarzysza niedoli, pozbawieni wody, powietrza… z jakimi myślami i emocjami, ludzie, którzy najprawdopodobniej już za kilka dni trafić mieli na jakąś plantację kawy w Ameryce Południowej, zająć się transportem kości słoniowej, a kobiety świadczyć usługi seksualne w haremie.

Współcześni niewolnicy

Traktat zakazujący handlu ludźmi podpisany w 1822 roku dał niewiele. Proceder trwał wciąż nieprzerwanie do około 1873 roku zaprzestany pod naciskiem Brytyjczyków. Nielegalne niewolnictwo trwało ponoć do 1907. Ale czy na pewno?

Być może nie sprzedawani na marketach, wystawiani na aukcje, ale współczesne niewolnictwo to fakt.

Około 30 milionów ludzi dziś, jest uznawanych za współczesnych niewolników.

Niewolnicza praca, nielegalny handel dziećmi, wymuszone małżeństwa, sex handel. Problem zamieciony pod dywan, nielegalny, nie przestaje być problemem.

Darajani Market

Lekko rozłożeni emocjonalnie na łopatki, nie kończymy naszej wyprawy po Stone Town

Teraz przyszła pora na drugą, główną atrakcję dnia, czyli coś co lubię najbardziej – lokalny market

Targ Darajani – główny, najstarszy targ miejski na Zanzibarze oddzielający starą część miasta od nowej (darajani w suahili oznacza most).

Zapach dojrzałych owoców oraz aromat lokalnych przypraw przyprawiają o zawrót głowy, a jeszcze nie przekroczyliśmy nawet bramy wejściowej marketu.

Pierwsza sekcja to dział owoców morza. Być może dla niektórych, na pierwszy rzut oka, wszystko może wydawać się dość niechlujne i odpychające – obecność much, zgiełk, hałas … jednak mnie zastany widok fascynuje i zaciekawia. 

Świeże ryby, do tej pory niespotkane przeze mnie w europejskich sklepach rybnych. Od krewetek, przez ośmiornice po małych rozmiarów rekiny. Niesamowita różnorodność, kształty, rozmiary, barwy, z pewnością widok zapada w pamięć.

Dalej dział mięsny – całe tusze wiszące na hakach, podroby, sprzedawcy odganiający muchy, widok znów iście nieeuropejski, ale wciąż fascynujący i dość egzotyczny.

Na sam koniec pora na odurzającą sekcję z przyprawami, świeżymi ziołami i orzechami.

Witają nas niemal psychodeliczne kolory przypraw obok których znów – nie sposób przejść obojętnie.

Udajemy się na stoisko – jedno z wielu i tam nabywamy kilka torebek lokalnych przypraw. Z uwagi, że dość spory zapas zakupiliśmy już odwiedzając farmę przypraw, tutaj decydujemy się na coś z innej beczki. Zachęcona cudownymi właściwościami proszku moringa, nabywam dwa opakowania. Pomimo tego, że temat superfoods fascynuje mnie od dawna, ten konkretny proszek umknąć gdzieś mojej uwadze. Oprócz pudru kupujemy również mieszankę masala oraz owoce baobabu.

Nocny Market w Stone Town i Hotel Maru Maru

Zahaczamy jeszcze lokalną restaurację z tradycyjną kuchnią, gdzie zamawiane dania są podobno w cenach “nie dla Mzungu”.

Wchodzimy na taras hotelu Maru Maru, by podziwiać panoramę miasta i cieszyć oko widokiem na dachy zwiedzanych wcześniej budynków oraz Ocean. Tam odpoczywając chwilę, delektując się lokalnym piwem Savanna, rozliczamy się z naszym przewodnikiem i dziękujemy za dzień pełen wrażeń. 

Stone Town odwiedzamy ponownie kilka dni później. 

Postanawiamy zgubić się raz jeszcze w labiryncie uliczek i zostajemy do wieczora, gdyż to właśnie w godzinach wieczornych odbywa się nocny market w ogrodach Forodhani. Owoce morza, kebaby, szaszłyki, świeże kokosy, owoce, mój ulubiony napój z trzciny cukrowej, na który decyduję się na wejściu – to tylko niektóre z rarytasów, które oferuje nam market.

Miejscowi kucharze zaspokoją nawet najbardziej wybredne podniebienia. 

Raz jeszcze przechadzamy się wzdłuż wybrzeża. Lokalni przybywają tu tłumnie każdego wieczoru. Dzieci bawią się na plaży, nastoletni chłopcy skaczą do wody robiąc swoiste show dla turystów, którzy wszystkie akrobatyczne wybryki uwieczniają smartfonami.

Miasto wieczorem ma wyjątkowy klimat. Słyszeliśmy sporo złego na temat tego miejsca. Znów stereotypy i przekazywanie jakiś zasłyszanych historii o kradzieżach i napaściach. My po raz kolejny czuliśmy się bezpiecznie. Ludzie Stone Town okazali się przyjaźni, otwarci, w równym stopniu ciekawi nas jak my ich. 

Opuszczamy miasto z żywą nadzieją na powrót, kiedyś, któregoś dnia.

Stone Town – lekcja wybaczania

I skąd ten tytuł? co z tą całą lekcją wybaczania?

Trawiąc jeszcze na świeżo te wszystkie zasłyszane opowieści i historie Niewolnictwa, widząc cele, łańcuchy, fotografie, liczby i fakty na temat ofiar, sposobu przetrzymywania ludzi, a potem ruszając w miasto i widząc niespotykany i zaskakujący widok. Widok kościoła chrześcijańskiego stojącego wieża w wieżę z meczetem – daje do myślenia.

Nie zrozumcie mnie źle, zdaję sobie w zupełności sprawę z tego, że to są już odległe czasy, a Ci ludzie nie są tymi samymi ludźmi, którzy zgotowali Afrykańczykom taki los, jednak… widząc inne kraje tak bardzo zapatrzone w przeszłość, żyjące zamierzchłymi konfliktami i rozdrapujące dawno zasklepione rany, myślę, że to miejsce jest wyjątkowe.

Widok ludzi tak bardzo odległych kulturowo, a jednak żyjących ramię w ramię – napawa nadzieją. Bez względu na to czy dobra czy zła – historię warto znać, trzeba pamiętać, wyciągać wnioski i uczyć się na błędach .. jednak. Odpuszczanie, wybaczanie, wyciągnięcie dłoni na zgodę, braterstwo, myślenie o dniu dzisiejszym i patrzenie w przyszłość z nadzieją – krótka wyprawa do Stone Town, która okazała się, przynajmniej dla mnie nieoczekiwaną lekcją wybaczania.

Stone Town meczet i kosciol katolicki Stone Town Podróże

Naszą wyprawę do Stone Town w formie video zobaczysz na kanale Łukasza:

do zobaczenia w kolejnym wpisie:)